Strategie marketingowe: pull i push
Reklamy serwowane nam przez środki masowego przekazu, głównie radio i telewizję, na całe szczęście sukcesywnie odchodzą w niebyt. Czasy, gdy …
Reklamy serwowane nam przez środki masowego przekazu, głównie radio i telewizję, na całe szczęście sukcesywnie odchodzą w niebyt. Czasy, gdy konsument biernie czekał, aż reklamodawcy dostarczą mu ofertę wkrótce należeć będą do przeszłości. W dobie internetu i technologii stron WWW odbiorca zdobywa samodzielność, nie jest już uzależniony od inwazyjnego, często szargającego nasze nerwy przekazu medialnego.
Tradycyjne strategie marketingowe określa się mianem “push”, co dosłownie należałoby przetłumaczyć jako “pchać” czy też “pchanie”, istotnie chodzi tu o bardzo aktywny typ reklamy, reklamodawca “pcha” ją pod nos potencjalnego klienta. Zupełnie inaczej przebiega marketing “pull”, polega on na “przyciąganiu”, poprzez nią relacje między firmą a klientem oparta jest na wzajemnym zaufaniu.
Strategia push – bierny konsument
Na czym polega różnica między obydwoma typami promocji? Otóż odbiorca reklamy “push” nie ma wpływu na to, jakie treści marketingowe do niego docierają. Zwykle zalewa go fala informacji. Jedyną drogą ucieczki jest wyłączenie danego medium (radio, telewizja, internet). Przyjęło się mówić, że “reklamy ogłupiają”. Zwykle kierowane są do szerokich mas, wobec tego ich twórcy rzadko kiedy silą się na subtelny, aluzyjny przekaz. Chodzi o to, aby każdy od razu zrozumiał, z jakim więc produktem bądź usługą ma do czynienia. Konsument w takim wypadku zwolniony jest z myślenia oraz odpowiedzialności. Trudno mu skonfrontować treści zawarte w ogłoszeniu reklamowym z faktami. Zresztą i tej jest niewiele, komunikaty reklamowe bowiem składają się z prostych sloganów, wytartych frazesów. One się zużyły i nic już właściwie nie znaczą.
Strategia pull – aktywny konsument
Natomiast w przypadku strategii “pull” sprawa zupełnie inaczej się przedstawia. W tym przypadku internauta nie siedzi pasywnie przed monitorem i nie czeka, aż “coś się wydarzy”, na ekranie komputera “eksploduje” reklama, i że ktoś go zachęci do działania (tutaj do zakupu określonego towaru). Co już zostało wspomniane, odbiorca jest świadomy swoich potrzeb, prowadzi się więc z nim twórczy dialog zamiast bezproduktywnego monologu. Docenia się jego kompetencje sprawnego poruszania się w Sieci.
Dodatkowo internauta nie jest bezmyślnym spożywcą dóbr. Każdy właściwie może stać się twórcą czy producentem. Ściśle zakreślone podziały na producentów czy konsumentów zostają zatarte. Jeśli rozróżnienie to zostaje rozmyte – wtedy możemy mówić o prosumencie, czyli konsumencie, który aktywnie bierze udział w formowaniu opinii o marce lub produkcie, angażuje się zatem w jej promocję.
Współkształtowanie przekazu
Duży udział w kształtowaniu przekazu (również reklamowego) mają blogi, zwłaszcza najpopularniejsze. A teraz każdy może założyć swój albo przyłączyć się do dyskusji na platformie prowadzonej przez kogoś innego. Aktualnie, gdy odbiorca szuka informacji, korzysta z usług wyszukiwarki. Zastanawia się – zwykle niewiele to zabiera czasu – po czym wpisuje swoje zapytanie w odpowiednie okienko. Zadaniem wyszukiwarki jest analiza dostępnych (zaindeksowanych) zasobów Sieci, aby wybrać te, które najtrafniej odpowiadają naszym poszukiwaniom.
Użytkownik nie poprzestaje na tym. Jeśli na przykład szuka dla siebie lektury, wtedy z reguły sprawdza, jak poszczególne pozycje oceniają inni internauci (na przykład na stronie Amazona). Porównuje je ze sobą, do jednych bardziej się przychyla, wyciąga wnioski. W każdym razie przeważnie wierzy sądom innych użytkowników Sieci. I słusznie – w znakomitej większości są prawdomówni. Nieliczni spamerzy zostają szybko namierzeni oraz zdemaskowani.
A kiedy już nasz modelowy internauta kupi dany produkt i pozna jego wartość, wtedy prawdopodobnie sam w prosty sposób opublikuje na odpowiedniej stronie swój komentarz, opinię czy nawet recenzję danego artykułu.